niedziela, 29 marca 2015

Rozdział XV

Liza
   Przez pierwsze trzy dni nic się nie wydarzyło. Emilka nie przyszła do nas więcej, Fabian przeprosił, że był taki nieostrożny. Jednak ja co chwila spoglądałam niespokojnie w stronę drogi prowadzącej do bramy. Z podwórka nie było jej widać, ale cały czas się bałam, że ktoś nas widzi, choć przez gęsty las nie było to możliwe. Ja jednak czułam, że coś się wydarzy. Prędzej czy później.
   Nie lubię mieć racji w takich rzeczach, ale niestety ją miałam… Czwartego dnia, kiedy już myślałam, że faktycznie będzie dobrze, obudził mnie spanikowany tata.
   - Liza, wstawaj, tłum fanek jest pod naszą bramą!
   - Co?! – Natychmiast wstałam.
   - Wygadała! A obiecała mi, że tego nie zrobi!
   - Mówiłam, że tak będzie! – Bez zastanowienia wybiegłam z pokoju, nie zwracając uwagi na to, że jestem w samej koszulce.
   - Co ja mam zrobić?
   - Dzwonić po Simona! Oni muszą stąd zniknąć, jak najszybciej!
   Wybiegłam z domu i o mało się nie potknęłam o siedzących na schodach chłopaków.
   - Co wy tu…?
   - Niezła jazda, nie? – Harry się roześmiał, a ja zgromiłam go wzrokiem.
   - Takie śmieszne? Wiesz jaka kara pieniężna czeka nas za złamanie milczenia?!
   - Gdzie Greg? – Zapytał Niall.
   - Dzwoni do Simona.
   Pobiegłam na drogę, żeby zobaczyć co się dzieje przed bramą. Tłum wrzeszczących nastolatek próbowało dostać się na drugą stronę. Na szczęścia górne belki bramy zdobiły ostre pręty, nie miały szans się przedostać. Wołały ciągle „One Direction” albo śpiewały ich piosenki. Ukryłam się tak, że mnie nie widziały, a grube łzy zaczęły spływać po moich policzkach. Wiedziałam, że to się skończy, że chłopaki wyjadą, ale nie wiedziałam, że tak szybko.
   - Słoneczko, tu się schowałaś – usłyszałam za plecami głos „mojego” chłopaka.
   - Słyszysz to? Tak właśnie brzmi prawdziwa katastrofa!
   - To ja tą katastrofę przeżywam codziennie od paru lat.
   - Greg się dodzwonił?
   - Tak. Simon na szczęście jest w Londynie, więc zaraz wsiada w samolot i przylatuje. Ma wysłać po nas samochód, który będzie tu za godzinę i wyśle nas w bezpieczne miejsce.
   - A więc to koniec? Wyjeżdżacie, nasze wspaniałe wakacje się kończą i więcej się nie zobaczymy?
   - Żartujesz sobie? Nigdy w życiu! Namieszałaś w życiu każdego z nas, nie pozwolimy ci tak po prostu odejść.
   Spuściłam głowę, a kolejne łzy spływały po moich policzkach. Podszedł bliżej i ujął moją twarz w dłonie.
   - Kochanie, spójrz na mnie – powiedział stanowczo, a ja spełniłam jego prośbę. – Nie znikniemy z twojego życia, dopóki biją nasze serca, słyszysz mnie? Nasz wyjazd nic nie zmieni między nami. To prawda, że będziemy daleko od siebie, my zaczniemy pracę nad albumem, pewnie niedługo wyślą nas w trasę, ale zrobię wszystko, żeby widywać się z tobą jak najczęściej się da.
   - Obiecujesz?
   - Przyrzekam, na co tylko chcesz. Kocham cię, Liza.
   - Szkoda, że słyszę to pierwszy raz w takich okolicznościach.
   - Życie jest pełne niespodzianek – puścił do mnie oczko.
   Objęłam go mocno.
   - Ja ciebie też kocham. I zawsze będę – odchyliłam głowę i pocałowałam go czule.
   Wtedy ktoś chrząknął.
   - Ym, przepraszam, ale Greg kazał się już pakować.
   To był oczywiście Niall. Widział całą scenę i na pewno wszystko słyszał. Patrzył na nas ze smutkiem i żalem w oczach. Musiało się jeszcze wydać i to!
   - Niall! – Zerwałam się z ziemi, ale on odchodził. – Niall, poczekaj – podbiegłam do niego i złapałam go za ramię.
   - Nie tłumacz mi się, nie trzeba.
   - Ale ja chcę.
   - Nie chcesz. Tylko uważasz, że musisz. Ale to niczego nie zmieni. Zabawiłaś się moim kosztem i pewnie teraz się cieszysz, że wyjeżdżamy – niewzruszony szedł dalej.
   - Nieprawda! Nie chcę tego – szłam obok niego, próbując dotrzymać mu kroku.
   - Nie chcesz tylko, żeby twój kochaś odjeżdżał. Resztę nas masz gdzieś!
   - Niall, do cholery, zatrzymaj się – stanęłam przed nim i zaparłam się rękami o jego tors. – Możesz mnie wysłuchać?
   Skrzyżował ramiona i patrzył w inną stronę.
   - Nie planowałam tego z Louisem, ok? Nie chciałam cię skrzywdzić, ale to samo wyszło. Gdybyśmy w ogóle tego nie zaczynali, byłoby inaczej, ale stało się. Ja złamałam ci serce, a teraz wy łamiecie moje, wyjeżdżając.
   - Wiedziałaś, że to nieuniknione.
   - Ale miałam mieć jeszcze miesiąc. Z resztą, nieważne. Niall, kocham cię, może nie tak jak Louisa, ale też jesteś dla mnie bardzo ważny i nie chcę cię stracić. Nie wiem jak będzie z naszym związkiem, ale chcę chociaż uratować przyjaźń z wami wszystkimi.
   Spojrzał na mnie i chyba zmiękł.
   - Ze mną już straciłaś – powiedział, minął mnie i poszedł do domku.
   - Niall! – Krzyknęłam, ale nie pobiegłam za nim. Nic już nie wskóram, zawaliłam po całej linii.
   Louis podszedł i objął mnie od tyłu. Odwróciłam się i rozpłakałam w jego koszulkę. Głaskał mnie po głowie i nic nie mówił.
   - Louis? – Odwróciliśmy się obydwoje gwałtownie. Na szczęście to Zayn. – Czas się pakować, za niecałą godzinę będzie tu samochód.
   - Już idę.
   Mulat kiwnął głową i odszedł.
   - W porządku?
   - Nie. Ale czas na was – wyswobodziłam się z jego ramion – Chodź – otarłam łzy i złapałam go za rękę. Teraz było mi wszystko jedno.

Niall
   Od początku wiedziałem, że coś między nimi będzie. Widziałem jak na siebie zerkają, rozmawiałem przecież z obydwojgiem. Miałem jednak nadzieję, że nic się nie wydarzy. Nawet mimo tego, że ze mną zerwała. Okłamała mnie i to bolało najbardziej. Rzuciła mnie nie dlatego, że bała się tego co będzie jak wyjedziemy. Musiała się mnie pozbyć, żeby być z Louisem. Miała w sobie chociaż resztki uczciwości i nie spotykała się z nami jednocześnie. Nie wyglądała na taką, a okazała się zwykłą… szmatą.
   - Można? – Do mojego pokoju zapukał Zayn.
   - Jasne.
   Pakowałem właśnie swoje ubrania do torby. Mulat usiadł na łóżku i patrzył mi na ręce.
   - Spakowany?
   - Wiesz co, zanim TO zrobiłem, uporządkowałem swoje rzeczy i nie zdążyłem zrobić bałaganu. Moje torby stoją już na dole.
   - Spoko.
   - Widziałem was przez okno.
   Nie powiedziałem nic. Dalej się pakowałem.
   - Niall, ona nie chciała cię skrzywdzić.
   Prychnąłem.
   - Jasne.
   - Zerwała z tobą dla waszego dobra, a to z Louisem wyszło przypadkiem i nawet nie z jej winy.
   - Oczywiście, zmusił ją do wszystkiego.
   - Może nie zmusił, ale…
   - Zayn, daj spokój – przerwałem mu. – To nie ma już znaczenia. Zaraz stąd wyjeżdżamy i nigdy jej nie zobaczę. Wszystko mi teraz jedno.
   - Czy ona naprawdę na to zasługuje? Przyjaźniliście się przecież, dobrze się dogadywaliście, nie zmarnuj tego.
   - Dobrego czasu użyłeś. „Przyjaźniliśmy”. Wszystko zaprzepaściła.
   Do pokoju ktoś zapukał. Harry uchylił drzwi i wsunął głowę w szparę.
   - Siema, nie masz może mojej białej koszulki co ci ostatnio pożyczyłem?
   - Mam – sięgnąłem po szukany przedmiot i rzuciłem do niego.
   - Dzięki. A wy co, narada wojenna?
   - Wspominamy mijające wakacje.
   - To najlepsze wakacje, jakie mieliśmy odkąd jesteśmy zespołem. Bardzo żałuję, że już się kończą. Będzie mi brakowało Lizy i Grega… - Loczek spuścił głowę. Wzruszył się, widziałem to. – Ale cóż, pozostaje nam tylko odwiedzać ich, kiedy tylko się da.
   - Niall nie chce – powiedział Zayn.
   - Dlaczego?
   Patrzyli na mnie wyczekująco.
   - Wiedziałeś, że Louis jest z Lizą?
   - Nie, a są?
   - Tak.
   - To źle?
   - Dopiero co była ze mną. Zakochałem się w niej, a ona mnie rzuciła dla niego.
   - Może tego nie planowała.
   - Bo nie planowała – dorzucił Zayn.
   - Wolałbyś, żeby była z wami obydwoma jednocześnie? Czy żeby cię oszukiwała i kochała go, będąc z tobą? Takie jest życie, Niall. Zachowała się uczciwie wobec ciebie.
   - Tak? To czemu nikomu o tym nie powiedzieli?
   - Bo dopiero się rozstaliście, a już miałaby ogłaszać kolejny związek? A w ogóle ile wy byliście razem?
   - Całe popołudnie.
   - Nieźle – roześmiał się. – Przebiłeś nas wszystkich – śmiał się, a ja zgromiłem go wzrokiem. – Przepraszam. Po prostu… Liza była dla nas taka wspaniała i wyrozumiała przez całe lato. Jadłeś kiedyś lepsze kotlety albo pizzę? Nie. Złamała ci serce, rozumiem. Ale dla nas nadal zostanie przyjaciółką, która na nowo scaliła nasz zespół. Tyle – wzruszył ramionami i wyszedł.
   - Czasem potrafi tak mądrze mówić – rzekł Mulat i wstał. – Idę zobaczyć co u reszty.
   Westchnąłem.
   Pewnie! To mnie oszukano, a teraz wszyscy mówią, jakby to była moja wina i dobrze się stało. Wróciłem do pakowania.

Louis
   Liza ze łzami w oczach patrzyła jak się pakuję, a mi serce się krajało. Jak mogłem ją teraz zostawić?
   - Przyrzekam ci, że przyjadę do ciebie najszybciej jak się da. Pierwszy wolny termin i jestem u ciebie. Zrobisz mi gulasz albo krokiety... I koniecznie rosół!
   - Louis, wiem, że tak nie będzie. Jak wrócicie dadzą wam pewnie tyle roboty, że nie będziesz miał czasu o mnie pomyśleć. Albo wyślą was w inne miejsce i szybko o mnie zapomnisz... - głos jej się załamał. Spuściła głowę i dostrzegłem spływające łzy po jej policzkach. - Jesteście najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała - mówiła dalej. - Nie oddałabym nic za te cudowne dni z wami. Nic...
   Podszedłem do niej i ją objąłem. Nie było słów, którymi wyraziłbym moją miłość do niej. Ona też była najlepszą rzeczą, jaką mnie w życiu spotkała. Wiedziałem, że wszystko, co się wydarzyło w moim życiu, prowadziło do tej chwili, w której ją poznałem. I pierwszy raz pocałowałem. I kiedy zrozumiałem, że ją kocham.
   - Przyrzekłem, to słowa dotrzymam. Choćby nie wiem co się stało. Kocham cię, Liz. I nic tego nie zmieni. Nawet dzieląca nas odległość.
   - Chłopaki, spakowani?! Samochód będzie za piętnaście minut! - Zawołał Greg z dołu.
   Liza odsunęła się ode mnie, zakryła usta ręką i poszła do łazienki. Byłem bezradny. Nie potrafiłem jej pocieszyć. Pakowałem resztę rzeczy i zniosłem torby na dół. Potem poszedłem po nią, ale nie było jej już w łazience.

Liza
   Nie chciałam, żeby Niall wyjechał z nienawiścią do mnie. Spędziliśmy wiele wspaniałych chwil, rozumieliśmy się jak nikt i postanowiłam jeszcze o niego zawalczyć. Gdy Louis wyszedł z pokoju, poszłam do Nialla. To była moja ostatnia szansa. Uchyliłam lekko drzwi i zajrzałam do środka. Był sam. Spakował już wszystkie rzeczy, siedział teraz na krześle i patrzył w okno.
   - Ten pokój wygląda teraz okropnie pusto.
   Drygnął, wyrwany z zamyślenia. Spojrzał na mnie, ale już łagodnie, nie z wściekłością.
   - Tak. Aż echo się odbija.
   - Jeszcze nigdy wyjazd moich letników nie łamał mi serca. I ich złość na mnie - spuściłam wzrok.
   - Poznaj, jak to jest - odwrócił głowę.
   - Niall, nie chcę, żebyś mnie nienawidził. Nie po tym, co tu przeszliśmy. Wiem, że zachowałam się okropnie, ale wybacz mi, proszę. Nie obiecam ci miłości aż po grób ani, że zerwę z Louisem, ale mogę ci przyrzecz przyjaźń do końca moich dni.
   - Przyjaźń to dla mnie trochę za mało, wybacz.
   - Na początku ci wystarczała...
   - Wtedy cię nie kochałem.
   Nie patrzył na mnie. Ostatnie zdanie powiedział bardzo cicho, ale doskonale je usłyszałam. Niall mnie kochał. Tak jak Louis. Czułam, że rozrywa mnie w dwie różne strony. Ale ja już podjęłam decyzję.
   - Przykro mi, Niall - powiedziałam tylko i wyszłam.
   Minęłam na schodach Louisa, który pytał, co się stało, ale minęłam go bez słowa i pobiegłam w las. Czułam jak moje serce pęka.
   - Liza! - Ktoś za mną biegł. - Liza, stój!
   - Zostaw mnie - krzyknęłam i biegłam dalej. Kilka metrów dalej potknęłam się o wystający korzeń i wyłożyłam się jak długa.
   - Lizka, nic ci nie jest? - Natychmiast znalazł się koło mnie Zayn. - Możesz wstać? - Złapał mnie pod pachy i próbował podnieść, ale zasyczałam z bólu. - Przepraszam.
   - Nie twoja wina. To ja... Ja wszystko zepsułam. Miało być tak pięknie, a wyszło...
   - ... jak zawsze - uśmiechnął się. - Słońce, niczego nie zepsułaś. Pogubiłaś się trochę w swoich uczuciach. Wszystko będzie dobrze, zobaczysz.
   - Jak ma być, skoro pięć najważniejszych cząstek mojego życia mnie opuszcza? Jak ja mam teraz żyć bez Liama, zmywającego ze mną naczynia, Harrego, piszczącego jak dziewczynka, gdy czochram mu włosy? Jak mam gotować małe porcje i to bez podjadającego Nialla? I grać na pomoście bez niego? Jak mam spać w nocy, zamiast wykradać się z Louisem do garażu? I w końcu jak mam żyć bez ciebie?
   - Beze mnie próbującego popełnić samobójstwo? - Zaśmiał się.
   - Nie żartuj tak! Bez ciebie, który jako jedyny mnie nie osądza, rozumie i wspiera w każdej decyzji?
   - Nam też będzie ciężko. Bez twojego śmiechu, twoich potraw, zapachu kokosowego żelu do kąpieli. Bez besztania za bekanie przy stole. Po prostu bez ciebie, jak mamy żyć? Nie tylko tobie jest ciężko. Wiem, że Niall jest wściekły, ale na pewno bardziej boli go to, że musimy cię zostawić, niż że go skrzywdziłaś. To dobry chłopak i na pewno nie myśli o tobie źle. Po prostu przeżywa to na swój sposób.
   - Wyznał, że mnie kocha.
   - A ty kochasz jego czy Louisa?
   - Louisa. Nialla kocham... jak brata. Jak ciebie czy resztę chłopaków.
   - Więc temat zamknięty. Niall musi sobie z tym poradzić tak jak my wszyscy z naszym wyjazdem.
   - Kiedy zrobiłeś się taki mądry?
   - Kiedy prawie nie dotarłem na szczyt swojej głupoty. Na szczęście szybko spadłem z hukiem i teraz mam szok pourazowy.
   Zaśmialiśmy się. Przytuliłam go mocno i podziękowałam. Nie tylko za tą rozmowę, ale za te niecałe półtora miesiąca.
   - Nie zapomnij o mnie - szepnęłam.
   - Choćbyś mnie błagała, żebym to zrobił, w życiu się na to nie zgodzę. Zapisałaś się w moje życie na stałe i czekam na ciebie w Anglii.
   
   Nadszedł czas pożegnania ze wszystkimi. Najpierw podszedł do mnie Harry.
   - Będę za tobą tęsknił - mocno mnie uścisnął.
   - Harry, zgnieciesz mnie.
   - To z miłości.
   - Ja ciebie też kocham - zaśmiałam się. - I nie wiem jak sobie poradzę bez was.
   - Napiszę dla ciebie piosenkę.
   - To będzie hit.
   - No, pewnie - pocałował mnie w policzek i odsunął się. Jego miejsce zajął Liam.
   - W życiu nie myślałem, że zmywanie naczyń może być tak fantastyczne i sprawiać tyle radości - powiedział, zanim jeszcze mnie objął. - Teraz za każdym razem, gdy będę płukał talerz, będę myślał o tobie.
   - I vice versa - objęłam go. Nie potrzeba nam było więcej słów.
   Z Zaynem wymieniliśmy się tylko obietnicą odwiedzenia się i dzwonienia, jak często się da. Przytulił mnie i otarł samotną łzę z mojego policzka. Potem był Niall. Myślałam, że nic nie zrobi, ale gdy wpadłam w jego ramiona, wylał całe swoje uczucia w ten uścisk.
   - Kocham cię, Niall - szepnęłam, ale jego ręce mocniej zacisnęły się na moich plecach.
   - Nie tak jak ja ciebie.
   Chłopaki pożegnali się jeszcze z moim tatą i wsiedli do samochodu. Wtedy podszedł do mnie Louis.
   - Nie umiem ci nawet powiedzieć jak cię kocham i jak źle się czuję, zostawiając cię tu - oparł swoje czoło o moje. - Uwierz mi, kiedy mówię, że jesteś najlepszą rzeczą, jaka mnie w życiu spotkała i uszczęśliwiłaś mnie jak jeszcze nikt. Kocham cię, Liza, jak nikogo i nic na świecie - wtedy poczułam, że coś wsuwa mi do kieszeni szortów. - Przeczytaj jak wyjedziemy. Pisałem w pośpiechu, ale chyba mnie rozczytasz.
   Zarzuciłam ręce na jego ramiona. Znowu poczułam łzy, rozmazujące resztki tuszu do rzęs.
   - Wróć do mnie szybko - powiedziałam tylko.
   - Przyrzekam.
   Odchyliłam głowę i ostatni raz spojrzałam w jego oczy. Potem złożyłam gorący pocałunek na jego ustach.
   - Louis, już czas - powiedział mój tata.
   - Kocham cię - szepnęłam i odsunęłam się od niego.
   - Ja ciebie też.
   Przybił jeszcze "piątkę" z tatą i wsiadł do samochodu. Kierowca odpalił silnik, Louis opuścił szybę i wszyscy zaczęli mi machać. Gdy odjeżdżali, rozkleiłam się już na dobre. Tata poszedł za nimi, żeby zamknąć bramę, a ja patrzyłam tępo w machające do mnie dłonie. To był koniec, czułam to...

wtorek, 24 marca 2015

Rozdział XIV


   Liza
   Następnego dnia wszyscy byli pełni życia i mieli ochotę na zabawę. Ja zrobiłam im pełnowartościowe, wielodaniowe śniadanie (mieli do wyboru naleśniki, tosty, sałatkę, kanapki ze wszystkim co znalazłam w lodówce i jajecznicę), a chłopaki posprzątali cały dom. Zayn czuł się dużo lepiej, ale pan Fabian nadal kazał mu leżeć. Po porządkach wszyscy poszli z moim tatą dłubać coś w warsztacie, a ja poszłam do Zayna.
   - Jak się czujesz? – usiadłam na krześle obok łóżka.
   - Jeszcze moment i będę wymiotował tym pytaniem – przewrócił oczami.
   - A co ty myślałeś? – Wkurzyłam się. – O mało nie poumieraliśmy ze strachu o ciebie, skaczemy wokół ciebie jak służący, a ty nie możesz znieść paru pytań o twoje samopoczucie?
   - Przepraszam, masz rację.
   - Doceń, że są wokół ciebie ludzie, którym na tobie zależy i się martwią, Zayn. Nie bądź takim egoistą!
   Wstałam z krzesła, ale złapał mnie za rękę.
   - Usiądź, przepraszam.
   Zrobiłam, o co mnie poprosił.
   - Swoją drogą wytłumaczysz mi w końcu co ci strzeliło do głowy? Naprawdę chciałeś to zrobić?
   - Chciałem. Ale tylko przez chwilę.
   - Długo to planowałeś?
   - Miałem takie myśli, ale decyzja była spontaniczna. Nie jadłem od poprzedniego wieczoru, żeby mieć pusty żołądek. Połknąłem tabletki, popiłem whisky i czekałem. Po prostu siedziałem i patrzyłem w sufit. Ale przypomniały mi się moja mama, siostry i natychmiast pobiegłem do łazienki, żeby to zwrócić. Nie było to proste, zaczęła mnie boleć głowa, ale w końcu jakoś to wyrzygałem. Ale wtedy poczułem jak mi się kręci w głowie, powoli traciłem świadomość, aż upadłem. Resztę znasz.
   Przez całą opowieść trzymałam go za rękę. Raz po raz głaskałam go palcami, żeby dodać otuchy.
   - Żałuję tego i każdego za to przepraszam. Mam nadzieję, że moja mama się o tym nie dowie, bo byłoby słabo… Nigdy nie chciałem jej zawieść, ale czułem się taki samotny. Chłopaki się ode mnie odwrócili, nie miałem nikogo bliskiego…
   - Nikt się od ciebie nie odwrócił. Ale teraz obiecuję, że cię nie zostawię. Nawet jak wyjedziesz.
   Poczułam silną więź do niego. Wiedziałam, że też się stanie ważnym mężczyzną w moim życiu.
   - Mogę się do ciebie przytulić?
   Uśmiechnął się, przesunął na łóżku i poklepał wolne miejsce obok siebie. Gdy położyłam się koło niego mocno mnie uścisnął. Leżeliśmy w milczeniu. W końcu zmęczenie, nerwy, jego ciepły uścisk – wszystko to sprawiło, że usnęłam. Obudziłam się dopiero jak Zayn mną lekko potrząsnął.
   - Czas wstawać, księżniczko – szepnął.
   - Która godzina?
   - Czternasta.
   - O, matko, muszę zrobić obiad! – Szybko się ocknęłam.
   - Spokojnie, chłopaki się tym zajęli.
   - A, to dobrze.
   - No, oprócz jednego – kiwnął głową w stronę fotela i dopiero zobaczyłam śpiącego na fotelu Louisa.
   - Co on tu robi.
   - Nie widzisz? Pilnuje cię – zaśmiał się.
   Spojrzałam na niego czule.
   - Powiedział mi o was – spojrzałam na niego przerażona. – Ale spokojnie, nie powiem nikomu.
   - Dzięki. Pewnie uważasz, że to nie fair wobec Nialla…
   - Uważam, że trzeba postępować zgodnie ze swoimi uczuciami. Do Nialla nic nie czułaś, więc jesteś z Louisem, to proste. Ja jestem ostatnią osobą, która powinna ciebie czy jego oceniać. Idę do toalety, a ty go obudź – wstał z łóżka.
   Podeszłam cicho do fotela i cmoknęłam mojego chłopaka.
   - Kochanie, wstawaj – szepnęłam mu prosto do ucha.
   - Możesz mnie budzić tak codziennie – otworzył lewe oko.
   - Nie obiecuję.
   - Chodź tu do mnie – pociągnął mnie za rękę i posadził na kolanach, po czym wtulił głowę w moją szyję. – Uwielbiam twój zapach – pocałował mnie w szyję.
   - A ja uwielbiam ciebie.

   Louis
   Bardzo mi się podoba mój sekretny związek z Lizą. Nie muszę się z nią nikim dzielić, Greg jest wniebowzięty, że odsunąłem ją od Nialla. Czego nie można powiedzieć o blondynie. Stara się zachowywać normalnie, ale widać, że go to boli. Liza wielokrotnie mi mówiła, że je j go szkoda i nie powinna go tak potraktować, ale tłumaczyłem jej, że nie mogło być inaczej. Wiedziałem, że jej to nie przekonuje, ale nic nie mogłem poradzić.
   Spotykaliśmy się albo w nocy i siedzieliśmy w warsztacie, albo wymykaliśmy się do lasu w ciągu dnia. Między naszym zespołem znowu zapanowała głupawka i wszystko wracało do normy. Zayn czuł się już dobrze i wizyty doktora były coraz rzadsze. Zrobiliśmy sobie boisko do siatkówki i prawie całe dnie tam spędzaliśmy.  Byliśmy w końcu szczęśliwi, kiedy wszystko się spieprzyło.
   Rozgrywaliśmy właśnie kolejny mecz, kiedy na podwórku pojawiła się jakaś obca dziewczyna.
   - O mój Boże, to naprawdę wy!!! – Wrzasnęła i wtedy dopiero ją zobaczyliśmy.
   - Emilia? Co ty tu robisz? – Liza wyglądała na przerażoną.
   - Słyszałam, że mój tata tu przyjeżdża do Zayna, ale nie wierzyłam, że to TEN Zayn, więc musiałam to sprawdzić. A to naprawdę One Direction!!! – Pisnęła tak głośno, że zadźwięczało mi w uszach.
   - Emilka, nikt się nie może o tym dowiedzieć – Liza natychmiast do niej podbiegła.
   - Dlaczego? Przecież to nieprawdopodobna wiadomość!!! One Direction są moimi sąsiadami!!!
   - A możesz się przestać drzeć?! – Zayn przerwał jej gorączkowe krzyki.
   - Co wy tu robicie? Przecież słuch o was zaginął!
   - Co tu robi ktoś obcy? – Z domu wybiegł Greg. – Emilka?
   - Dzień dobry. Nie wiedziałam, że spiskujecie z One Direction.
   - Co tu robisz? Gdzie twój tata?
   - W domu. Podsłuchałam jego rozmowę z mamą i postanowiłam sprawdzić do kogo codziennie przyjeżdża. Mogę sobie z wami zrobić zdjęcie?
   - Zapraszam cię do domu – Greg chwycił ją stanowczo i poprowadził w stronę domu.
   - Ale… - próbowała protestować, jednak Greg był niewzruszony.
   Zaśmiałem się, ale spoważniałem, gdy zobaczyłem minę Lizy.
   - Mamy przechlapane.
   - Wygada się? – Zapytał Liam.
   - Oczywiście. Nigdy jej nie lubiłam, kłapie jęzorem na prawo i lewo. Nie utrzyma tego w tajemnicy.
   - I co teraz?
   - Proponuję od razu dzwonić do Simona, bo będzie źle.
   - Może twój tata coś wskóra – zasugerował Harry.
   - Wątpię.
   Gra się skończyła. Usiedliśmy na piasku i nic do siebie nie mówiąc, czekaliśmy. Liza wpatrywała się ciągle w domek. Po kilkunastu minutach w końcu wyszli. Poderwaliśmy się, a moja dziewczyna  ruszyła w ich stronę.
   - I co?
   - Emilka nikomu nie powie, prawda?
   - Tak, nie pisnę ani słówka. Chciałabym tylko wasze autografy.
   - Nie ma sprawy – powiedział Liam i poszedł do naszego domku po kartkę i długopis.
   Liza patrzyła na dziewczynę podejrzliwie. Nie wierzyła jej, wiedziałem to. Szczerze mówiąc ja też. Taki news dla takiej plotkary to soczysty kąsek. Rozpowie to nim zajdzie słońce.
   Daliśmy jej autografy, chciała nas jeszcze przytulić, więc każdy sztywno, ale to zrobił. Greg odprowadził ją do bramy, a my odetchnęliśmy z ulgą.
   - Będą kłopoty, mówię wam.
   - Ale Greg powiedział… - zacząłem, ale mi przerwała.
   - Ale Greg jej nie zna tak jak ja. Nie chodzi z nią do szkoły i nie kolegował się w dzieciństwie. Możecie jej wierzyć, ale ja już bym proponowała się pakować – ruszyła do domu. Zostawiliśmy ją w spokoju, bo wierzyliśmy, że nie ma racji.
   Pojawiła się dopiero na kolacji, ale nie odzywała się ani słowem. Odpuściłem jej, ale wiedziałem, że w nocy czeka nas ciężka rozmowa. Jak co noc spotkaliśmy się w garażu. Nie była zła. Była załamana. Gdy tylko mnie zobaczyła, a była na miejscu przede mną, wybuchła płaczem.
   - Kochanie, nie płacz – objąłem ją i głaskałem po plecach.
   - Nadal nie rozumiesz? Jeszcze w tym tygodniu wyjedziecie. Ona rozpowie wszystkim, a ja was stracę.
   - Obiecała, że nie powie. Greg na pewno jej czymś zagroził.
   - Pewnie, bo wy wszyscy znacie ją lepiej niż ja – wyrwała się z moich ramion.
   - Cicho, ktoś nas usłyszy!
   - Zrozum, że ona nie przepuści takiej okazji.
   - W takim razie cieszmy się czasem, który nam pozostał – uśmiechnąłem i zbliżyłem się do niej.
   - Śmieszy cię to?
   - Nie, ale co mam zrobić? Usiąść i płakać? Pakować się już? A co, jeśli nie powie? Nie zakładam od razu najgorszego. I ty też nie powinnaś – nie odsunęła się, gdy znalazłem się koło niej, więc ją przytuliłem… - Będzie dobrze – szepnąłem jej do ucha.
   Myliłem się jednak…

***
Przepraszam za tak długą przerwę, ale kompletnie nie miałam wany do tego opowiadania. Na mojego główneo bloga trzaskam co tydzień, inne piszę oddzielnie, a na ten nie miałam pomysłu. Jednak dzisiaj wstałam i postanowiłam coś napisać ;) Ta część jest nieco krótsza, bo następna będzie raczej bardzo długa :)

Jak Wam się podoba? Przeczuwaliście, że coś się stanie i 1D wyjadą szybciej, niż zakładali? W sumie, to jeszcze nic nie wiadomo, może jednak zostaną? ;) W tym tygodniu pojawi się odpowiedź :)
MIłego dnia :*

niedziela, 18 stycznia 2015

Rozdział XIII



Louis
Przechodziłem koło pokoju Zayna i postanowiłem z nim pogadać. Zapukałem do drzwi, ale nie odpowiedział mi. Wszedłem.
- Zayn?
Cisza. Nie było go w pokoju. Zobaczyłem otwarte drzwi do łazienki i coś mnie tchnęło. Postanowiłem tam zajrzeć, dla własnego spokoju. Wszedłem do pomieszczenia, a mój kumpel leżał na podłodze w oparach wymiocin.
- Zayn?! – dopadłem do niego i podniosłem jego głowę. - Stary, obudź się, słyszysz? – zacząłem go cucić. Zdezorientowany rozglądałem się po łazience, szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Kran. Woda! Może zimna woda go ocuci!
Wstałem i wtedy zobaczyłem na umywalce opakowanie po jakiś lekach. Chwyciłem je i wystarczyło, że przeczytałem dwa słowa: środki nasenne. Niewiele myśląc wrzasnąłem: „Pomocy!” i zacząłem krzyczeć do kumpla.
- Zayn, nie wygłupiaj się! Otwórz oczy, słyszysz?
- Co się stało? – Liam wpadł do pokoju.
- Zayn wziął jakieś prochy. Biegnij po pomoc, szybko!!!
Liam wykonał polecenie, a ja nadal starałem się obudzić przyjaciela. Nic nie działało, biłem go po twarzy, trząsałem nim, ale nie odpowiadał. Spuściłem wodę w toalecie, bo już robiło mi się niedobrze od tego zapachu. W końcu dostrzegłem pustą butelkę po whisky. W oczach miałem łzy. Nie mógł mi tego zrobić, nie przeżyłbym tego.
- Co jest? – do pokoju wbiegł Hazza w samym ręczniku.
- Zayn chciał się zabić – byłem o mały włos od wybuchnięcia płaczem.
- Co?! – podszedł do nas, a ja mu pokazałem pustą butelkę i opakowanie po tabletkach. – Ja pierdole, coś ty narobił?! – krzyknął do Mulata. – Zayn, do kurwy nędzy, obudź się!!! – spoliczkował go, ale nadal nic.
- Dzwonię do Simona – Greg wbiegł do pokoju, a za nim przestraszona Liza i Niall. – Niech to szlag, poza zasięgiem!
- Co teraz? – Liza podeszła do bruneta i ujęła jego dłoń. – Słoneczko, obudź się – szeptała. – Nie rób nam tego – zobaczyłem na jej policzkach łzy i wtedy ja też nie wytrzymałem.
- Próbuję się dodzwonić, ale nie odbiera.
- Dzwońcie na pogotowie – rozkazał Harry.
- Muszę to skonsultować z Simonem – odpowiedział tata Lizy.
- Do tej poty Zayn tu zdechnie, nie rozumiesz?!
- Harry, spokojnie – Liam złapał chłopaka za ramię. – Nie pomagasz. Lepiej połóżmy go na łóżko.
Otarłem łzy i razem z Liamem przenieśliśmy go na niezaścielone łóżko.
- Nadal nic – Greg załamał ręcę. – Pięć kilometrów stąd jest mój zaprzyjaźniony lekarz…
- Jedź po niego – powiedziałem rozsądnie. – Nic innego nie możemy zrobić.
- Dobra, będę go jeszcze próbował złapać – przyłożył słuchawkę do ucha i wyszedł.
- Jadę z nim – oznajmiłem i pobiegłem za mężczyzną.

Liza
Siedziałam przy Zaynie i ciągle płakałam. Niall mnie obejmował, a ja modliłam się po cichu.
- Obudź się, proszę. Zayn… Nie możesz nam tego zrobić. Zaopiekujemy się tobą, przyrzekam. Tylko otwórz te swoje czarne oczy…
Liam usiadł na krześle koło łóżka i patrzył tępo na przyjaciela. Wyczekiwał jakieś oznaki życia, ale nic. Mulat oddychał bardzo słabo, niemal niedostrzegalnie.
- Gdzie ten Greg? Że też ten Simon nie może być jak go potrzeba. Zostawił nas tu samych i pewnie sobie pojechał na wakacje. Cały Simon.
- Zamknij się – warknął Niall.
- Bo co? Ty to się w ogóle nie odzywaj, bo się zająłeś romansami zamiast przyjacielem!
- A ty to co? Gadałeś z nim chociaż raz?
- Gadałem codziennie i wiedziałem, że jest mu źle, ale co mogłem zrobić?
- A ja co mogłem?
- Zainteresować się nim, a nie latać za panienką, którą zostawisz za miesiąc!!!
- Zamknijcie się, obydwaj! – Liam wstał z krzesła i patrzył wściekle na obydwu. – Kłótniami mu nie pomożecie!
- Wszyscy go zostawiliśmy – szlochnęłam. – Kiedy nas najbardziej potrzebował, zostawiliśmy go.
Zadzwonił mój telefon. Tata.
- Tak?
- Simon nadal nie odbiera, jadę z Fabianem, za pięć minut będziemy.
- Ok, czekamy.
- Oddycha? – zapytał jeszcze.
- Słabo, ale tak. Pospieszcie się – przerwałam połączenie. – Już jedzie do ciebie lekarz – pogłaskałam Mulata po czole. – Zaraz się tobą zajmie – mówiłam, jakby miał mnie usłyszeć.
- Harry, idź się ubierz – powiedział Niall.
- Odwal się – warknął, nawet na niego nie patrząc.
- Harry, uspokój się. Idź, załóż coś na siebie – powiedział spokojnie Liam. Dopiero jego brunet posłuchał.
Po chwili do pokoju wszedł tata i pan Fabian.
- Dzień dobry – przywitał się, a my mu odpowiedzieliśmy. – Proszę, żeby wszyscy wyszli – powiedział stanowczo.
- Ja zostaję – Harry wszedł do pokoju i stanął koło mojego taty.
- Harry, wyjdź – tata próbował go wypchnąć z pokoju.
- Nie!
- Chodź – Liam złapał go za ramię i ciągnął w stronę drzwi.
- Nie, zostaję!
- Harry, spójrz na mnie – stanęłam przed nim i próbowałam ściągnąć jego uwagę na siebie. – Patrz na mnie! – niechętnie, ale skierował wzrok na mnie. – Nie pomożesz mu tym, rozumiesz? Nie bądź taki uparty i chodź z nami na korytarz – pociągnęłam go lekko za rękę i nie stawiał oporów. – Lekarz się nim zajmie.
Czekaliśmy na korytarzu dobry kwadrans. W końcu mój tata wyszedł.
- I co? – zapytał Louis.
- Na szczęście z tego wyjdzie. Wziął leki i popił je alkoholem, ale zaraz je zwymiotował. Fabian mówi, że się odwodnił i prawdopodobnie nic nie jadł od dłuższego czasu. Dlatego z wycieńczenia stracił przytomność. Podał mu kroplówkę i mówi, że jutro, a najpóźniej pojutrze powinien  się obudzić.

Rozdzieliliśmy między sobą dyżury przy kumplu, żeby nie był sam jak się obudzi. Mi przypadło między trzecią a piątą nad ranem. Spałam u Nialla w pokoju, który był obok Zaynowego. Byłam po blondynie, więc to on mnie budził. Chciał zostać ze mną, ale przekonałam go, że to nie jest potrzebne i niech lepiej wypocznie.
Przez cały czas szeptałam do Zayna, mając nadzieję, że mnie słyszy. Byliśmy tylko my dwoje, więc opowiedziałam mu o Niallu, Louisie i wszystkich moich wątpliwościach. Obiecywałam mu, że porozmawiamy o tym jak się obudzi i mam nadzieję, że mi pomoże.
Zmianę po mnie miał Louis i tym razem u niego w pokoju odsypiałam. Obudziła mnie krzątanina na korytarzu. Przyszedł doktor, zmienił mu po raz drugi kroplówkę i pojechał. Chłopaki śpiewali przyjacielowi, a ja w tym czasie poszłam zrobić im śniadanie.
Cały dzień snuliśmy się po domu, prawie nikt się do siebie nie odzywał. Jak już to mówiliśmy do Zayna. Niewiele jedliśmy, nikt nie spał i nie wychodził dalej niż do kuchni. W ciągu dnia nie mieliśmy dyżurów, w pokoju siedzieli ci co mieli na to ochotę. Do wieczora nadal się nie obudził, więc znowu się podzieliliśmy i położyłam się u Nialla.
Dwie kroplówki, moje cztery ciche wybuchy płaczu, dwa różańce i szesnaście godzin później Zayn się obudził. Akurat był u niego pan Fabian z tatą i to on obwieścił nam dobrą nowinę.
- Możemy do niego wejść? – zapytałam.
- Najlepiej pojedynczo i nie na długo.
Spojrzeliśmy po sobie.
- Ja pierwszy – Harry przecisnął się w drzwiach obok taty i zamknął za sobą drzwi.
Staliśmy kolejne minuty. Potem wszedł Niall, Liam, Louis i na końcu ja.
- Ostatnia? – Zayn słabo się uśmiechnął.
- Tak, nie będę siedziała długo. Jak się czujesz?
- Pożarty, przerzuty i wypluty.
- To chyba dobrze? – zaśmiałam się, a po moich policzkach poleciały łzy.
- Czemu płaczesz?
- Wystraszyłeś nas. Już myśleliśmy, że…
- Że się mnie pozbędziecie? Nie ma opcji – uśmiechnął się szerzej. – Jeszcze musicie się ze mną pomęczyć .
- Mogę się męczyć z tobą całe życie tylko dojdź do siebie.
- Uznam, że to nie były oświadczyny.
- Jak nie?
Wybuchliśmy śmiechem. Zayn zamknął oczy.
- Przepraszam – wyszeptał. -  Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
- Cicho, już nic nie mów. Teraz się tobą zajmę – pogłaskałam go po włosach.
- Już się boję.
Pokazałam mu język.
- Liza, będzie lepiej jak już pójdziesz – dr Fabian poprawił Zaynowi kroplówkę i zaczął pakować swoją torbę. – Pacjent musi wypocząć.
- Wszystko będzie z nim dobrze?
- To silny chłop, da radę. Wpadnę jeszcze wieczorem i jutro rano. Będzie dobrze – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. – A teraz się prześpij – powiedział do chłopaka.
- Dziękuję, doktorze.
- Dziękuj chłopakowi, który tu wszedł w porę. Do zobaczenia później.
Wyszliśmy we dwójkę. Tata poszedł z doktorem do samochodu, a ja i chłopaki usiedliśmy w salonie.
- O mało co, no nie? – Liam schował twarz w dłoniach. – Tak mało brakowało…
- Przestań, nic mu nie będzie – Harry zbeształ przyjaciela. – Nie możemy go więcej tak zostawiać na pastwę losu.
- Zajmiemy się nim – potwierdziłam.
- Wszystko ok? – zapytał mój tata, gdy wszedł do pomieszczenia.
Milczeliśmy. Nie było ok i wszyscy dobrze o tym wiedzieliśmy. Nasz przyjaciel o mało nie zginął, gdyby Louis do niego nie wszedł… Byłoby źle.
- Kochani, najważniejsze, że z tego wyjdzie, nie ma co się przejmować już teraz.  Było trochę strachu, ale wszystko jest już ok – potarł moje ramiona.
- Dodzwoniłeś się do Simona?
- Nie, jeszcze nie. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje, ale próbuję co chwilę. Mówił, że mam dzwonić jak tylko będzie jakiś problem, że będzie pod telefonem, a teraz dzwonię przez dwa dni i nic.
- Pójdę zrobić podwieczorek – wstałam z fotela.
- Pomogę ci – oznajmił Louis i ruszyliśmy w stronę kuchni.

Louis
- Rozmawiałaś z Niall’em?
- Tak, zdążyłam jeszcze przed… tym zdarzeniem.
- Mogę zapytać: i jak?
- Wkurzył się, ale ostatecznie przyznał mi rację. To nie ma sensu.
- Tak.
Wyjęła z lodówki masło, wędlinę, ser, sałatę,  pomidory, a ja sięgnąłem do chlebaka.
- Zrobimy kanapki, nie chce mi się teraz myśleć nad wystawnym daniem.
- Pewnie, zjedzmy cokolwiek, żeby tylko żołądki zapchać.
Cisza. Spojrzałem na nią. Po jej policzku spłynęła łza.
- Hej, co jest? – zapytałem zaniepokojony.
- Tyle się wydarzyło w ciągu zaledwie dwóch dni. Najpierw zyskałam chłopaka, potem go straciłam, a na koniec o mało co nie straciłam kumpla. Dlaczego nie zajęłam się nim wcześniej? – szlochnęła.
Nie wiedziałem co zrobić. W końcu zdecydowałem się ją przytulić.
- Lizka, nie płacz – gładziłem ją po włosach. – Zaynowi nic nie jest, a z Niallem dobrze, że stało się to tak wcześnie, zanim miało szansę przerodzić się w coś zbyt poważnego.
- Wiem – powiedziała cicho. – Ale i tak jest mi przykro.
- Oj, maleńka – objąłem ją mocniej, a ona przywarła całym ciałem do mojego.
Poczułem się dziwnie. Znieruchomiałem na chwilę. Ona odchyliła głowę i tymi pięknymi, załzawionymi oczami spojrzała w moje. Czułem, że grunt usuwa mi się spod nóg. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, ani zrobić. Staliśmy tak i tylko patrzyliśmy na siebie.
- Długo jeszcze? – zawołał ktoś z pokoju.
Wtedy się otrząsnęliśmy i odsunęliśmy od siebie.
- Bierzemy się do roboty – otarła łzy i chwyciła nóż do smarowania.

Liza
Nie mogłam się już połapać w moich uczuciach. W jednej chwili jestem zakochana w Niallu, w duchu krzyczę z radości, że jesteśmy razem. W następnej czuję coś zupełnie odwrotnego, nie chcę się wiązać i najchętniej trzymałabym się od niego z daleka. Natomiast w kolejnej patrzę Louisowi w oczy i wiem, że mogłabym tak do końca świata. Targały mną tak sprzeczne emocje, że wieczorem nie mogłam usnąć. Leżałam, rozmyślałam, przez głowę przelatywały mi obrazy jak w filmie: zakochany wzrok blondyna, nieprzytomna twarz Mulata, to nieodgadnione spojrzenie Louisa. Coś jest ze mną nie tak.
Wtem usłyszałam, że coś uderza o mój parapet. Zaniepokojona podeszłam powoli do okna. Na dole stał Louis. Gestem wskazywał, żebym otworzyła okno.
- Co ty robisz? – zapytałam ściszonym głosem.
- Możesz do mnie zejść?
- Coś się stało? Coś z Zaynem?
- Nie, chcę porozmawiać.
- Nie możemy rano?
- Proszę.
Westchnęłam ciężko i zamknęłam okno. Zarzuciłam bluzę na piżamę i po cichu zeszłam na dół. Mój tato miał mocny sen, więc nie bałam się, że go obudzę. Spojrzałam na zegarek w przedpokoju: była 3.17.
- Lepiej, żeby to było mega ważne – skrzyżowałam ramiona.
Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.
- Chodź ze mną – pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie?
- Do garażu. O nic nie pytaj, chodź.
Więc biegłam za nim, trzymając go za rękę. W garażu było ciemno i nie mogłam przyzwyczaić wzroku.
- Co my tu robimy?
Nie odpowiedział. Poczułam jego dłonie na mojej twarzy.
- Louis?
I wtedy to się stało. Pocałował mnie. Długo i namiętnie. Niewiele myśląc odwzajemniłam jego pocałunek i wplotłam w palce w jego przydługie włosy. Oparł mnie o jakąś szafę i rękami wodził po moich ramionach, plechach, brzuchu. Brakowało nam powietrza, więc oderwałam się od jego ust.
- Odkąd cię zobaczyłem, marzyłem o tym.
- Coś ty narobił? – zapytałam, ale nie byłam zła. Czułam się fantastycznie.
- Całą noc myślałem o tobie. Ciągle jesteś w moich myślach, co bym nie robił. Wiem, że jestem złym kandydatem na chłopaka i to co robię jest egoistyczne, ale Liza, kocham cię. I nie obchodzi mnie twój ojciec, który mnie zamorduje jak się dowie. Nie obchodzi mnie Niall, który mnie dobije, jeśli Gregowi się nie uda. Nie obchodzi mnie nic tylko, do diabła, chcę ciebie, rozumiesz?
Szeptał to z takim przejęciem. Rozpływałam się na każde słowo. Zrozumiałam, że dla Nialla nie byłam gotowa znieść tego wszystkiego, bo to do Louisa to czułam. To on był moją pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią przed snem. To on mi się śnił niemal każdej nocy. To jego szukałam wzrokiem przy posiłkach, w garażu, na podwórku. Jego pragnęłam.
- Louis…
- Ja wiem, że twoje życie będzie zupełnie inne niż do tej pory. Ale Liza, ono już się stało inne odkąd tu się pojawiliśmy. Już nigdy nie miało być takie samo, więc dlaczego mamy nie zaryzykować. Ja zrobię dla ciebie wszystko, wiesz? Co tylko zażądasz…
- Louis, dasz mi coś powiedzieć?
- Przepraszam.
- Dziękuję. Chcę ci powiedzieć tylko… Ja ciebie też pragnę. Też myślę ciągle tylko o tobie, nie o Niallu. Chcę być z tobą, ale na razie nikomu nie mówmy, ok? Nie chcę wprowadzać niezręcznej sytuacji i stawiać nas w centrum wydarzeń. Teraz najważniejszy jest Zayn.
- Jak sobie życzysz.
Znowu mnie pocałował.
Rozeszliśmy się dopiero przed szóstą. Siedzieliśmy w garażu na kocu, wtuleni w siebie i opowiadaliśmy sobie różne historie z życia. Tata wstaje o szóstej, a mnie budzi półtorej godziny później, więc musiałam szybko wrócić do pokoju.
- Będzie mi ciężko patrzeć na ciebie tak zwyczajnie wśród ludzi.
- Będziesz musiał.
- I nie mogę dać co buziaka?
- Ani jednego. Dopiero wieczorem jak się wymkniemy.
- Perspektywa naszych spotkań sam na sam chyba jest kusząca i wynagrodzi mi tą wstrzemięźliwość w ciągu dnia.
- Musi. Do zobaczenia na śniadaniu – cmoknęłam go ostatni raz.
- Pa, kochanie.

***
Witajcie :) Chwilę przed północą wyrobiłam się w czasie i jest nowy rozdział w tym tygodniu :D Ale oświadczam, że od przyszłego tygodnia post będzie się pojawiał co niedzielę o godz. 20.00 :)
Chciałabym w tym miejscu podziękować mojemu wiernemu druhowi, który bardzo mi pomógł w tym rozdziale od strony, że tak powiem "medycznej" :D Brawa dla Sir Alca Maćka (takie pseudo artystyczne :D)
Wspaniałego nowego tygodnia Wam życzę :)
Dobranoc <3