Louis
Przechodziłem koło pokoju Zayna i postanowiłem z nim
pogadać. Zapukałem do drzwi, ale nie odpowiedział mi. Wszedłem.
- Zayn?
Cisza. Nie było go w pokoju. Zobaczyłem otwarte drzwi do
łazienki i coś mnie tchnęło. Postanowiłem tam zajrzeć, dla własnego spokoju.
Wszedłem do pomieszczenia, a mój kumpel leżał na podłodze w oparach wymiocin.
- Zayn?! – dopadłem do niego i podniosłem jego głowę. - Stary,
obudź się, słyszysz? – zacząłem go cucić. Zdezorientowany rozglądałem się po
łazience, szukając czegoś co mogłoby mi pomóc. Kran. Woda! Może zimna woda go
ocuci!
Wstałem i wtedy zobaczyłem na umywalce opakowanie po
jakiś lekach. Chwyciłem je i wystarczyło, że przeczytałem dwa słowa: środki
nasenne. Niewiele myśląc wrzasnąłem: „Pomocy!” i zacząłem krzyczeć do kumpla.
- Zayn, nie wygłupiaj się! Otwórz oczy, słyszysz?
- Co się stało? – Liam wpadł do pokoju.
- Zayn wziął jakieś prochy. Biegnij po pomoc, szybko!!!
Liam wykonał polecenie, a ja nadal starałem się obudzić
przyjaciela. Nic nie działało, biłem go po twarzy, trząsałem nim, ale nie
odpowiadał. Spuściłem wodę w toalecie, bo już robiło mi się niedobrze od tego
zapachu. W końcu dostrzegłem pustą butelkę po whisky. W oczach miałem łzy. Nie
mógł mi tego zrobić, nie przeżyłbym tego.
- Co jest? – do pokoju wbiegł Hazza w samym ręczniku.
- Zayn chciał się zabić – byłem o mały włos od
wybuchnięcia płaczem.
- Co?! – podszedł do nas, a ja mu pokazałem pustą butelkę
i opakowanie po tabletkach. – Ja pierdole, coś ty narobił?! – krzyknął do
Mulata. – Zayn, do kurwy nędzy, obudź się!!! – spoliczkował go, ale nadal nic.
- Dzwonię do Simona – Greg wbiegł do pokoju, a za nim
przestraszona Liza i Niall. – Niech to szlag, poza zasięgiem!
- Co teraz? – Liza podeszła do bruneta i ujęła jego dłoń.
– Słoneczko, obudź się – szeptała. – Nie rób nam tego – zobaczyłem na jej
policzkach łzy i wtedy ja też nie wytrzymałem.
- Próbuję się dodzwonić, ale nie odbiera.
- Dzwońcie na pogotowie – rozkazał Harry.
- Muszę to skonsultować z Simonem – odpowiedział tata
Lizy.
- Do tej poty Zayn tu zdechnie, nie rozumiesz?!
- Harry, spokojnie – Liam złapał chłopaka za ramię. – Nie
pomagasz. Lepiej połóżmy go na łóżko.
Otarłem łzy i razem z Liamem przenieśliśmy go na
niezaścielone łóżko.
- Nadal nic – Greg załamał ręcę. – Pięć kilometrów stąd
jest mój zaprzyjaźniony lekarz…
- Jedź po niego – powiedziałem rozsądnie. – Nic innego
nie możemy zrobić.
- Dobra, będę go jeszcze próbował złapać – przyłożył
słuchawkę do ucha i wyszedł.
- Jadę z nim – oznajmiłem i pobiegłem za mężczyzną.
Liza
Siedziałam przy Zaynie i ciągle płakałam. Niall mnie
obejmował, a ja modliłam się po cichu.
- Obudź się, proszę. Zayn… Nie możesz nam tego zrobić.
Zaopiekujemy się tobą, przyrzekam. Tylko otwórz te swoje czarne oczy…
Liam usiadł na krześle koło łóżka i patrzył tępo na
przyjaciela. Wyczekiwał jakieś oznaki życia, ale nic. Mulat oddychał bardzo
słabo, niemal niedostrzegalnie.
- Gdzie ten Greg? Że też ten Simon nie może być jak go
potrzeba. Zostawił nas tu samych i pewnie sobie pojechał na wakacje. Cały
Simon.
- Zamknij się – warknął Niall.
- Bo co? Ty to się w ogóle nie odzywaj, bo się zająłeś
romansami zamiast przyjacielem!
- A ty to co? Gadałeś z nim chociaż raz?
- Gadałem codziennie i wiedziałem, że jest mu źle, ale co
mogłem zrobić?
- A ja co mogłem?
- Zainteresować się nim, a nie latać za panienką, którą
zostawisz za miesiąc!!!
- Zamknijcie się, obydwaj! – Liam wstał z krzesła i
patrzył wściekle na obydwu. – Kłótniami mu nie pomożecie!
- Wszyscy go zostawiliśmy – szlochnęłam. – Kiedy nas
najbardziej potrzebował, zostawiliśmy go.
Zadzwonił mój telefon. Tata.
- Tak?
- Simon nadal nie odbiera, jadę z Fabianem, za pięć minut
będziemy.
- Ok, czekamy.
- Oddycha? – zapytał jeszcze.
- Słabo, ale tak. Pospieszcie się – przerwałam połączenie.
– Już jedzie do ciebie lekarz – pogłaskałam Mulata po czole. – Zaraz się tobą
zajmie – mówiłam, jakby miał mnie usłyszeć.
- Harry, idź się ubierz – powiedział Niall.
- Odwal się – warknął, nawet na niego nie patrząc.
- Harry, uspokój się. Idź, załóż coś na siebie –
powiedział spokojnie Liam. Dopiero jego brunet posłuchał.
Po chwili do pokoju wszedł tata i pan Fabian.
- Dzień dobry – przywitał się, a my mu odpowiedzieliśmy.
– Proszę, żeby wszyscy wyszli – powiedział stanowczo.
- Ja zostaję – Harry wszedł do pokoju i stanął koło
mojego taty.
- Harry, wyjdź – tata próbował go wypchnąć z pokoju.
- Nie!
- Chodź – Liam złapał go za ramię i ciągnął w stronę
drzwi.
- Nie, zostaję!
- Harry, spójrz na mnie – stanęłam przed nim i próbowałam
ściągnąć jego uwagę na siebie. – Patrz na mnie! – niechętnie, ale skierował
wzrok na mnie. – Nie pomożesz mu tym, rozumiesz? Nie bądź taki uparty i chodź z
nami na korytarz – pociągnęłam go lekko za rękę i nie stawiał oporów. – Lekarz
się nim zajmie.
Czekaliśmy na korytarzu dobry kwadrans. W końcu mój tata
wyszedł.
- I co? – zapytał Louis.
- Na szczęście z tego wyjdzie. Wziął leki i popił je
alkoholem, ale zaraz je zwymiotował. Fabian mówi, że się odwodnił i
prawdopodobnie nic nie jadł od dłuższego czasu. Dlatego z wycieńczenia stracił
przytomność. Podał mu kroplówkę i mówi, że jutro, a najpóźniej pojutrze
powinien się obudzić.
Rozdzieliliśmy między sobą dyżury przy kumplu, żeby nie
był sam jak się obudzi. Mi przypadło między trzecią a piątą nad ranem. Spałam u
Nialla w pokoju, który był obok Zaynowego. Byłam po blondynie, więc to on mnie
budził. Chciał zostać ze mną, ale przekonałam go, że to nie jest potrzebne i
niech lepiej wypocznie.
Przez cały czas szeptałam do Zayna, mając nadzieję, że
mnie słyszy. Byliśmy tylko my dwoje, więc opowiedziałam mu o Niallu, Louisie i
wszystkich moich wątpliwościach. Obiecywałam mu, że porozmawiamy o tym jak się
obudzi i mam nadzieję, że mi pomoże.
Zmianę po mnie miał Louis i tym razem u niego w pokoju
odsypiałam. Obudziła mnie krzątanina na korytarzu. Przyszedł doktor, zmienił mu
po raz drugi kroplówkę i pojechał. Chłopaki śpiewali przyjacielowi, a ja w tym
czasie poszłam zrobić im śniadanie.
Cały dzień snuliśmy się po domu, prawie nikt się do
siebie nie odzywał. Jak już to mówiliśmy do Zayna. Niewiele jedliśmy, nikt nie
spał i nie wychodził dalej niż do kuchni. W ciągu dnia nie mieliśmy dyżurów, w
pokoju siedzieli ci co mieli na to ochotę. Do wieczora nadal się nie obudził,
więc znowu się podzieliliśmy i położyłam się u Nialla.
Dwie kroplówki, moje cztery ciche wybuchy płaczu, dwa
różańce i szesnaście godzin później Zayn się obudził. Akurat był u niego pan
Fabian z tatą i to on obwieścił nam dobrą nowinę.
- Możemy do niego wejść? – zapytałam.
- Najlepiej pojedynczo i nie na długo.
Spojrzeliśmy po sobie.
- Ja pierwszy – Harry przecisnął się w drzwiach obok taty
i zamknął za sobą drzwi.
Staliśmy kolejne minuty. Potem wszedł Niall, Liam, Louis
i na końcu ja.
- Ostatnia? – Zayn słabo się uśmiechnął.
- Tak, nie będę siedziała długo. Jak się czujesz?
- Pożarty, przerzuty i wypluty.
- To chyba dobrze? – zaśmiałam się, a po moich policzkach
poleciały łzy.
- Czemu płaczesz?
- Wystraszyłeś nas. Już myśleliśmy, że…
- Że się mnie pozbędziecie? Nie ma opcji – uśmiechnął się
szerzej. – Jeszcze musicie się ze mną pomęczyć .
- Mogę się męczyć z tobą całe życie tylko dojdź do
siebie.
- Uznam, że to nie były oświadczyny.
- Jak nie?
Wybuchliśmy śmiechem. Zayn zamknął oczy.
- Przepraszam – wyszeptał. - Jesteś pierwszą osobą, której to mówię.
- Cicho, już nic nie mów. Teraz się tobą zajmę –
pogłaskałam go po włosach.
- Już się boję.
Pokazałam mu język.
- Liza, będzie lepiej jak już pójdziesz – dr Fabian
poprawił Zaynowi kroplówkę i zaczął pakować swoją torbę. – Pacjent musi
wypocząć.
- Wszystko będzie z nim dobrze?
- To silny chłop, da radę. Wpadnę jeszcze wieczorem i
jutro rano. Będzie dobrze – uśmiechnął się do mnie pokrzepiająco. – A teraz się
prześpij – powiedział do chłopaka.
- Dziękuję, doktorze.
- Dziękuj chłopakowi, który tu wszedł w porę. Do
zobaczenia później.
Wyszliśmy we dwójkę. Tata poszedł z doktorem do
samochodu, a ja i chłopaki usiedliśmy w salonie.
- O mało co, no nie? – Liam schował twarz w dłoniach. –
Tak mało brakowało…
- Przestań, nic mu nie będzie – Harry zbeształ
przyjaciela. – Nie możemy go więcej tak zostawiać na pastwę losu.
- Zajmiemy się nim – potwierdziłam.
- Wszystko ok? – zapytał mój tata, gdy wszedł do
pomieszczenia.
Milczeliśmy. Nie było ok i wszyscy dobrze o tym
wiedzieliśmy. Nasz przyjaciel o mało nie zginął, gdyby Louis do niego nie
wszedł… Byłoby źle.
- Kochani, najważniejsze, że z tego wyjdzie, nie ma co
się przejmować już teraz. Było trochę
strachu, ale wszystko jest już ok – potarł moje ramiona.
- Dodzwoniłeś się do Simona?
- Nie, jeszcze nie. Nie mam pojęcia co się z nim dzieje,
ale próbuję co chwilę. Mówił, że mam dzwonić jak tylko będzie jakiś problem, że
będzie pod telefonem, a teraz dzwonię przez dwa dni i nic.
- Pójdę zrobić podwieczorek – wstałam z fotela.
- Pomogę ci – oznajmił Louis i ruszyliśmy w stronę
kuchni.
Louis
- Rozmawiałaś z Niall’em?
- Tak, zdążyłam jeszcze przed… tym zdarzeniem.
- Mogę zapytać: i jak?
- Wkurzył się, ale ostatecznie przyznał mi rację. To nie
ma sensu.
- Tak.
Wyjęła z lodówki masło, wędlinę, ser, sałatę, pomidory, a ja sięgnąłem do chlebaka.
- Zrobimy kanapki, nie chce mi się teraz myśleć nad
wystawnym daniem.
- Pewnie, zjedzmy cokolwiek, żeby tylko żołądki zapchać.
Cisza. Spojrzałem na nią. Po jej policzku spłynęła łza.
- Hej, co jest? – zapytałem zaniepokojony.
- Tyle się wydarzyło w ciągu zaledwie dwóch dni. Najpierw
zyskałam chłopaka, potem go straciłam, a na koniec o mało co nie straciłam
kumpla. Dlaczego nie zajęłam się nim wcześniej? – szlochnęła.
Nie wiedziałem co zrobić. W końcu zdecydowałem się ją
przytulić.
- Lizka, nie płacz – gładziłem ją po włosach. – Zaynowi
nic nie jest, a z Niallem dobrze, że stało się to tak wcześnie, zanim miało
szansę przerodzić się w coś zbyt poważnego.
- Wiem – powiedziała cicho. – Ale i tak jest mi przykro.
- Oj, maleńka – objąłem ją mocniej, a ona przywarła całym
ciałem do mojego.
Poczułem się dziwnie. Znieruchomiałem na chwilę. Ona
odchyliła głowę i tymi pięknymi, załzawionymi oczami spojrzała w moje. Czułem,
że grunt usuwa mi się spod nóg. Nie byłem w stanie nic powiedzieć, ani zrobić.
Staliśmy tak i tylko patrzyliśmy na siebie.
- Długo jeszcze? – zawołał ktoś z pokoju.
Wtedy się otrząsnęliśmy i odsunęliśmy od siebie.
- Bierzemy się do roboty – otarła łzy i chwyciła nóż do
smarowania.
Liza
Nie mogłam się już połapać w moich uczuciach. W jednej chwili
jestem zakochana w Niallu, w duchu krzyczę z radości, że jesteśmy razem. W
następnej czuję coś zupełnie odwrotnego, nie chcę się wiązać i najchętniej
trzymałabym się od niego z daleka. Natomiast w kolejnej patrzę Louisowi w oczy
i wiem, że mogłabym tak do końca świata. Targały mną tak sprzeczne emocje, że
wieczorem nie mogłam usnąć. Leżałam, rozmyślałam, przez głowę przelatywały mi
obrazy jak w filmie: zakochany wzrok blondyna, nieprzytomna twarz Mulata, to
nieodgadnione spojrzenie Louisa. Coś jest ze mną nie tak.
Wtem usłyszałam, że coś uderza o mój parapet.
Zaniepokojona podeszłam powoli do okna. Na dole stał Louis. Gestem wskazywał,
żebym otworzyła okno.
- Co ty robisz? – zapytałam ściszonym głosem.
- Możesz do mnie zejść?
- Coś się stało? Coś z Zaynem?
- Nie, chcę porozmawiać.
- Nie możemy rano?
- Proszę.
Westchnęłam ciężko i zamknęłam okno. Zarzuciłam bluzę na
piżamę i po cichu zeszłam na dół. Mój tato miał mocny sen, więc nie bałam się,
że go obudzę. Spojrzałam na zegarek w przedpokoju: była 3.17.
- Lepiej, żeby to było mega ważne – skrzyżowałam ramiona.
Uśmiechnął się do mnie i podszedł bliżej.
- Chodź ze mną – pociągnął mnie za rękę.
- Gdzie?
- Do garażu. O nic nie pytaj, chodź.
Więc biegłam za nim, trzymając go za rękę. W garażu było
ciemno i nie mogłam przyzwyczaić wzroku.
- Co my tu robimy?
Nie odpowiedział. Poczułam jego dłonie na mojej twarzy.
- Louis?
I wtedy to się stało. Pocałował mnie. Długo i namiętnie.
Niewiele myśląc odwzajemniłam jego pocałunek i wplotłam w palce w jego
przydługie włosy. Oparł mnie o jakąś szafę i rękami wodził po moich ramionach,
plechach, brzuchu. Brakowało nam powietrza, więc oderwałam się od jego ust.
- Odkąd cię zobaczyłem, marzyłem o tym.
- Coś ty narobił? – zapytałam, ale nie byłam zła. Czułam
się fantastycznie.
- Całą noc myślałem o tobie. Ciągle jesteś w moich
myślach, co bym nie robił. Wiem, że jestem złym kandydatem na chłopaka i to co
robię jest egoistyczne, ale Liza, kocham cię. I nie obchodzi mnie twój ojciec,
który mnie zamorduje jak się dowie. Nie obchodzi mnie Niall, który mnie dobije,
jeśli Gregowi się nie uda. Nie obchodzi mnie nic tylko, do diabła, chcę ciebie,
rozumiesz?
Szeptał to z takim przejęciem. Rozpływałam się na każde słowo.
Zrozumiałam, że dla Nialla nie byłam gotowa znieść tego wszystkiego, bo to do
Louisa to czułam. To on był moją pierwszą myślą po przebudzeniu i ostatnią
przed snem. To on mi się śnił niemal każdej nocy. To jego szukałam wzrokiem
przy posiłkach, w garażu, na podwórku. Jego pragnęłam.
- Louis…
- Ja wiem, że twoje życie będzie zupełnie inne niż do tej
pory. Ale Liza, ono już się stało inne odkąd tu się pojawiliśmy. Już nigdy nie
miało być takie samo, więc dlaczego mamy nie zaryzykować. Ja zrobię dla ciebie
wszystko, wiesz? Co tylko zażądasz…
- Louis, dasz mi coś powiedzieć?
- Przepraszam.
- Dziękuję. Chcę ci powiedzieć tylko… Ja ciebie też
pragnę. Też myślę ciągle tylko o tobie, nie o Niallu. Chcę być z tobą, ale na
razie nikomu nie mówmy, ok? Nie chcę wprowadzać niezręcznej sytuacji i stawiać
nas w centrum wydarzeń. Teraz najważniejszy jest Zayn.
- Jak sobie życzysz.
Znowu mnie pocałował.
Rozeszliśmy się dopiero przed szóstą. Siedzieliśmy w
garażu na kocu, wtuleni w siebie i opowiadaliśmy sobie różne historie z życia.
Tata wstaje o szóstej, a mnie budzi półtorej godziny później, więc musiałam
szybko wrócić do pokoju.
- Będzie mi ciężko patrzeć na ciebie tak zwyczajnie wśród
ludzi.
- Będziesz musiał.
- I nie mogę dać co buziaka?
- Ani jednego. Dopiero wieczorem jak się wymkniemy.
- Perspektywa naszych spotkań sam na sam chyba jest
kusząca i wynagrodzi mi tą wstrzemięźliwość w ciągu dnia.
- Musi. Do zobaczenia na śniadaniu – cmoknęłam go ostatni
raz.
- Pa, kochanie.
***
Witajcie :) Chwilę przed północą wyrobiłam się w czasie i jest nowy rozdział w tym tygodniu :D Ale oświadczam, że od przyszłego tygodnia post będzie się pojawiał co niedzielę o godz. 20.00 :)
Chciałabym w tym miejscu podziękować mojemu wiernemu druhowi, który bardzo mi pomógł w tym rozdziale od strony, że tak powiem "medycznej" :D Brawa dla Sir Alca Maćka (takie pseudo artystyczne :D)
Wspaniałego nowego tygodnia Wam życzę :)
Dobranoc <3
u hu hu to się porobiło ;o Zayn... dobrze, że już jest okej <3 jestem ciekawa jak to będzie z Louisem i Lizą :D świetny rozdział, życzę weny ;**
OdpowiedzUsuńbaaaardzo Ci dziękuję za komentarze :*
Usuń